Skończyło się wczesne wstawanie.
Zaczęło odsypianie.
Przynajmniej na razie.
Po raz pierwszy dostał mu się pokój od strony tarasu. Jest więc ciszej niż w numerze 1 czy 2 od ulicy.
Rano odsypia, wstając dopiero około ósmej. To dla niego "dopiero", bo zazwyczaj budzi się i jest gotów do akcji przed szóstą, na pewno o tej porze roku, kiedy dni są najdłuższe i dość wcześnie robi się jasno. Tutaj jednak zasłony są ciężkie i podgumowane, więc nie przepuszczają światła.
Ostatnie tygodnie odsypia też czasem drzemką popołudniową.
Stresy wychodzą jak piegi na słońcu.
Pierwsze dni w ogóle nie są typowe. Trzeba się odnaleźć w przestrzeni domu, kuchnio-jadalni, zrobić zakupy, a to w Albercie, a to w Dirku; jest też Lidlik i Aldik. Każdy sklep ma coś innego, bo z Alberta na przykład smarowna melasa z jabłek appelstroop, a różne świeże owoce mogą być z Lidla, ser z Alberta, ale warzywa i wina z Dirka, jeśli w promocji, a owoce morza, szczególnie szare krewetki z Morza Północnego, to z Aldika, bo tańsze itp. itd. Kombinacji artykułów ze sklepami jest sporo, ale i tak robi się to głównie z tego powodu, by nie jeździć w jedno i to samo miejsce.
Trzeba się przejechać rowerem i poczuć częścią tej rowerowej masy krytycznej, która cały dzień przemieszcza się przez Amsterdam. Trzeba poczuć wiatr na twarzy i objechać kilka razy Park Vondla, patrząc na ludzi, drzewa, ścieżki, raz wąskie, to znów rozszerzające się w zacienione aleje.
Trzeba odwiedzić ulubioną księgarnię Atheneum na Spui i wyciągnąć z portfela, w którym przechowuje banknoty euro, roczną kartę do muzeów. Pozostanie sprawdzić wydrukowany na niej termin przydatności do użycia, a w Internecie ciekawsze wystawy, czasowe ekspozycje, mniej znane lub zapoznane muzea.
Najpierw się odsypia i zwalnia.
Potem dopiero stopniowo wchodzi na wyższe obroty.
Tomiki wierszy już na stole...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz