piątek, 29 lipca 2016

Misericorde


W amsterdamskim Oude Kerk (Stary Kościół) jest niebywała przestrzeń.

(fot. J. Koch)

Kiedy opuszcza się grachty, wąskie uliczki w najbliższym otoczeniu i ma się jeszcze w pamięci dobudówki poprzyczepiane do kościoła niczym małże do skały, to ta wykreowana wewnętrzna przestrzeń robi jeszcze większe wrażenie.

(fot. J. Koch)

W kościele jest obecnie kilka wystaw i instalacji artystycznych. Częścią jednej z nich są kwiaty w wazonach i na grobach.

(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)


Oczywiście obrazoburcy w 1568 roku 'oczyścili' kościół z różnych ozdób, więc przez to wydaje się pewnie jeszcze większy. Ale są w kościele przedstawienia i wyobrażenia osób, które pozostały mimo ikonoklastycznego szału. To tzw. misericorde, niewielkie płaskorzeźby w stallach, gdzie niegdyś mnisi przez wiele godzin śpiewali religijne pieśni lub się modlili na stojąco. Aby choć trochę dać odpocząć nogom, mogli się wesprzeć na owych 'miłosiernikach', bo tak chyba należy przetłumaczyć łaciński termin misericordiae. Podobnie jak dębowe ławki, znakomita ich większość pochodzi z początku XVI wieku.

Oto ich krótki przegląd wraz z opisem, choć niestety znaczenie wielu z nich nie jest dziś już jasne. Mnie osobiście wydają mi się niebywałym profanum w tym miejscu sacrum.


(fot. J. Koch)


Mężczyna prze warsztacie (fot. J. Koch)

Świnia przędzie; 'Die met gemak sijn kost wil winnen,
die set zijn varcken aan het spinnen' - kto chce łatwo
zarobić na życie, sadza prosiaka przy kądzieli; może też 
chodzić o leniwą osobę przy pracy. (fot. J. Koch)

Dwóch mężczyzn trzymając w dłoniach kosze wdaje się w bójkę,
jeden ciągnie drugiego za włosy. (fot. J. Koch)

Kowal przekuwający kawałek metalu;
trzeba kuć żelazo póki gorące. (fot. J. Koch)

Twarz o jednych ustach, dwóch nosach i trzech oczach;
oblicz Janusa. (fot. J. Koch)

Motywy roślinne. (fot. J. Koch)

Pies z głową w garnku (nikt nie otwiera paszczy na pusty
garniec); na linie zaś wiszą ryby (każdy sam siebie niesie
na targ.) (fot. J. Koch)

Człowiek-ptak. (fot. J. Koch)

Maska w motywach roślinnych. (fot. J. Koch)

Mężczyzna walczący z ptakiem (motyw uszkodzony)
przy pomocy pałki. (fot. J. Koch)

Statek do góry nogami - widoczna tylko część ożaglowania
i masztów; świat au rebours. (fot. J. Koch)

Statek na falach; jeden z mężczyzn trzyma ster, drugi wiosłuje w przeciwną
stronę; trzeba żeglować, kiedy wieje wiatr. (fot. J. Koch)

Dwóch mężczyzn, z których jeden pije z dzbana,
ale wyciąga rękę po dzban drugiego. (fot. J. Koch)

Z odwróconej sakiewki wypadają pieniądze; częsty motyw
ilustrujący powiedzenie 'al nut, al nyet', czyli pieniądze
przydają się, ale bez nich też można się obejść'. (fot. J. Koch)

Mężczyzna ze złamanym kijem pije z kielicha i odwraca się;
być może chodzi o 'rób swoje i nie oglądaj się'. (fot. J. Koch)

Mężczyzna przy warsztacie naprawia miechy. (fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)

Mężczyzna w kapeluszu wychodzi/wchodzi;
drzwi są półprzymknięte. (fot. J. Koch)

Patrząc na mały i krzywy portal, mam uzasadnione
podejrzenie, że na płaskorzeźbie przedstawiono drzwi
z tego kościoła. Może więc chodzić o kogoś, kto musi się
pochylić, skłonić; 'men moet zich krommen, wil men door
de wereld komen'. (fot. J. Koch)

Siedzący mnich z jedną dłonią na sercu,
w drugiej coś trzyma (dzban?). (fot. J. Koch)

Kot pod przykryciem czyta Biblię. fot. J. Koch)

Motyw roślinny. (fot. J. Koch)

Ubrana kobieta wyciąga wnętrzności (jelita?) z ciała
nagiej i nawija na motowidło; być może chodzi
o uwalnianie chorej od tasiemca. (fot. J. Koch)

Mężczyzna kuca i robi kupę... pieniędzy; może chodzić
o przechwalanie się majątkiem: srać pieniędzmi. (fot. J. Koch)

Mężczyzna nie może się zdecydować na którym krześle
(o trzech nogach) usiąść; i ląduje między nimi. (fot. J. Koch)

Dwóch mężczyzn w ruchu; jeden stara się przebić
głową mur. (fot. J. Koch)

Motywy roślinne. (fot. J. Koch)

Kot patrzący na nietoperza; Być może chodzi
o zabawę w kotka i myszkę/nietoperza. (fot. J. Koch)

Sowa rozpościerająca skrzydła; Ten ptak był w dawnych
wiekach symbolem głupoty. (fot. J. Koch) 

Mężczyzna przed piecem oburącz rozdziawia sobie
samemu usta; być może chodzi o wykonywanie
pozbawionej sensu pracy. (fot. J. Koch)

Dwóch mężczyzn siłuje się opierając się stopami
i trzymając w rękach kij. (fot. J. Koch)

Mężczyzna piszący lub kreślący coś na pulpicie. (fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)

(fot. J. Koch)


czwartek, 21 lipca 2016

Ucho

Muzeum van Gogha na wyciągnięcie ręki.
Bez większej przesady mogę powiedzieć, że po drugiej stronie ulicy.
Moja wizyta trwała pięć godzin. Pięć bitych godzin.
Minęły zanim się obejrzałem. A obejrzałem wszystko dokładnie.
Wszystko przeczytałem.
Wszystkiego wysłuchałem, co audioprzewodnik miał mi do powiedzenia.
Postałem, gdzie chciałem. I jak długo chciałem.



Mimo dużej liczby zwiedzających, nie było tłoczno przed obrazami. To zaleta miejsca, przestrzeni (główny budynek projektu Gerrita Rietvelda!), kuratorów wystaw, sal i sposobu eksponowania obrazów. Poza tym każdy jakoś ustępował miejsca, dopuszczając innych. Rzecz nie zawsze w muzeach spotykana. Chyba van Gogh to sprawił. I jego malarstwo. I jego legenda.

Oprócz stałych wystaw jest jeszcze tymczasowa.
De waanzin nabij - to jej niderlandzki tytuł, po angielsku: On the Verge of Insanity.
Chodzi o ostatni okres życia i twórczości malarza.
Chodzi też o ucho...



Informacja, że Vincent w porywie szału obciął sobie brzytwą całe ucho (z wyjątkiem małego fragmentu płatka na dole), a nie rzekomo fragment ucha jak do tej pory sądzono, jest prezentowana w angielskiej książce Bernadette Murphy pt. Van Gogh's Ear, the True Story jako absolutna nowość, by nie powiedzieć odkrycie. W tym tonie są recenzje w czasopismach z ostatniego tygodnia. I do pewnego stopnia nawiązuje do tego również sama wystawa. Tymczasem list doktora Felixa Reya z rysunkiem okaleczenia był już wcześniej znany, jak również sam przekaz, że van Gogh obciął sobie całe ucho. Julius Meier-Graefe, pierwszy biograf malarza, pisał o tym w 1922 roku. Nawet Irving Stone w 1934 roku wspominał we wstępie do swojej książki o życiu artysty, że rozmawiał  o tym z dr. Reyem osobiście.

Skąd to wiem? Od studenta!
Tak, od studenta o nazwisku Robin Verleisdonk, który na Uniwersytecie w Tilburgu pisze pracę o formowaniu się legendy van Gogha w biografiach malarza.