sobota, 29 lipca 2017

Poranna prasówka i... Auschwitz

Poranna prasówka.
Do Domu Tłumacza codzienne przychodzą gazety.
Jeden tytuł poranny i dwie popołudniówki. Tak, są jeszcze takie, przynajmniej w Holandii: popołudniowe wydania! Jedna z tych gazet to "Het Parool", o krajowym zasięgu, ale jednak koncentrująca się na Amsterdamie, druga to "NRC", a dokładniej "NRC Handelsblad", a jeszcze dokładniej "Nieuwe Rotterdamse Courant". Ale takie rozpisywanie skrótów to już poniekąd historia (ostatnio zaczepił mnie w Lejdzie młody człowiek reklamujący tę gazetę i zaczął od tego, czy nie chciałbym 'enersika' [NRC-eetje], choć to jedna z najlepszych tzw. jakościowych gazet w kraju).
Historią jest w znacznym stopniu też światopoglądowa przynależność poszczególnych tytułów: socjaldemokratyczna w przypadku "Het Parool" i liberalna, gdy chodzi o "NRC".
Teraźniejszość jest natomiast taka, że przyjemnie jest dostać gazetę w południe.
Przyjemnie też rano. Kiedy mieszkałem w pokoju numer 1, wiedziałem że już jest na wycieraczce. Roznosiciel wczesnym rankiem z metalicznym dźwiękiem klapki w drzwiach wprowadzał ją w przestrzeń domu. Tak jest i dziś, ale jestem w pokoju numer 2 na drugim piętrze i na ogół tego nie słyszę, że jest już gotowa do lektury: "De Volkskrant". Niegdyś gazeta z katolickiego filaru światopoglądowego, potem raczej centrowo-lewicowa. Zresztą czy ja wiem, czy te kwalifikacje mają w ogóle zastosowanie. Jeśli już, to chyba w poszczególnych tematach, a nie w ogólnym nastawieniu ideologicznym.

W piątek zszedłem na dół i podniosłem gazetę. Iść do biblioteki na parterze i tam czytać, jak to robiłem w ostatnich dniach? Przyjemnie wśród książek, namiastka domu, dobre oświetlenie... To tylko kilka kroków. A może do kuchni na pierwszym piętrze, zrobić sobie kawę i usiąść na werandzie? Nie, pójdę z powrotem do pokoju i usiądę sobie w kibicfenster. Też dobre światło, w trzech okien jednocześnie, wygodny skórzany fotel (nogi wesprę na oparciu łóżka). Tak.

Otwieram gazetę, zaczynam przerzucać strony. Już na trzeciej jest coś o Polsce. W ostatnich dniach śledziłem nie tylko internet, ale też trzy holenderskie tytuły. Co piszą o Polsce? Najpierw nic. No cóż, Holandia nie ma polityki wschodniej. Mają ją Niemcy. I chyba tylko Niemcy. Realizowana lepiej czy gorzej, ale świadczy o myśleniu w kategoriach szerszych niż własny zaścianek. W mediach holenderskich jest to bardziej złożone. Dobrze pokazuje to milczenie na temat aktualnych wydarzeń w Polsce. To najpierw. Potem krótkie notatki. A po nasileniu się ulicznych protestów - większe przeglądowe teksty, wywiad z wiceministrem spraw zagranicznych, komentarze naświetlające konteksty. Po wecie PADa jeszcze przez jakiś czas się to utrzymywało, pojawiły się rozmowy z prawnikami, którzy prowadzili rokowania w sprawie przyjęcia Polski do Unii itp. W sumie ciekawe rzeczy. Nie ze wszystkim się zgadzam. Czasem ostre oceny bolą. Ale kontusz, podgolony łeb, zakrzywiona szabla - wszystko raczej azjatyckie niż europejskie - nadal przecież u nas jest widoczne, choć pokryte zachodnim werniksem. Więc się nie denerwuję. Muszę przyznać rację. Zżymam się tylko na skróty w kwalifikacji polskich partii czy polityków. Nie są adekwatne, moim zdaniem. Ale w ogóle bieda z tymi partiami i politykami. Zostawmy ten temat.

Teraz jednak w ogóle mniej jest takich artykułów. Więc skąd teraz? Zerkam na tekst. Patrzę na zdjęcia. To o wystawie, którą Muzeum w Auschwitz przygotowało jako ekspozycję objazdową: "Nie tak dawno, nie tak daleko".

("De Volkskrant")

Od razu rzuca mi się sformułowanie pod tytułem artykułu, bo mowa jest o "het Poolse concentratiekamp". Co u diabła? Sprawdzam jeszcze raz. Biorę telefon i dzwonię do redakcji. Pani z automatu musi mnie kilkakrotnie informować, z kim mogę rozmawiać i jakie tematy rozmowy mam do wyboru, ale nie uzyskuję połączenia, więc dzwonię raz po raz próbując to tu, to tam, to takiego tematu, to innego. Wreszcie jest sekretariat. Wyjaśniam, że nie mogę się z nikim połączyć. Łączy mnie z kimś. Męski głos. Przedstawiam się i wyłuszczam sprawę. Rozmowa nie jest długa, to raczej wypowiedź z mojej strony. Chyba wyjaśniłem dostatecznie, bo mężczyzna wyraża ubolewanie i mówi, że coś zrobią. Odkładam słuchawkę. Co zrobią, przecież nakład się już rozszedł! Mam tylko nadzieję, że w haskiej ambasadzie RP znają języki, że czytają miejscowe gazety, że staną na wysokości zadania. Złej woli autorom artykułu nie przypisuję. To raczej pewien automatyzm. Może skróty od redakcji? Ale mimo wszystko...

Zaglądam do internetowego wydania. Nie, tutaj jest w porządku: "het Duitse concentratiekamp op Pools grondgebied". Nie chce mi się wierzyć, by redaktor, z którym rozmawiałem, tak błyskawicznie zareagował. Widać w nocy zamieszczając tekst w sieci ktoś się zorientował i poprawił. Chociaż tyle. Myślę sobie, że sformułowanie używane przez polskie Muzeum jest najbardziej adekwatne: "niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady". Pokazuje nie tylko państwowość (Niemcy), ale i ideologię (nazizm) organizatora obozu.

Następnego dnia czytam "De Volkskrant" w bibliotece. Wyświeżony, wygolony, powiedziałbym, że wyniedzielniony, gdyby nie była to sobota. Tu i ówdzie już coś przeczytałem, ale nagle myślę sobie, czy dali sprostowanie? Kartkuję grubaśną gazetę, bo to weekendowe wydanie. Omiatam wzrokiem strony. Jest.

("De Volkskrant")

Potem odnajduję na stronie internetowej, gdzie jak wczoraj sprawdziłem było już adekwatne określenie, nowy dopisek zamieszczony przez redakcję pod artykułem: "Aanvullingen en verbeteringen: In een eerdere versie van dit artikel stond dat Auschwitz een Pools concentratiekamp was. Dat klopt niet, het was een Duits concentratiekamp in Polen". Dosłownie: "Uzupełnienia i poprawki: We wcześniejszej wersji tego artykułu napisano, że Auschwitz był polskim obozem koncentracyjnym. To nieprawda, był to niemieckie obóz koncentracyjny w Polsce".
I tyle o mojej prasówce w Domu Tłumacza.


środa, 19 lipca 2017

Morderstwo 'alla polacca'

Nadstawiam ucha na wieści z Polski.
Nastawiam internetowe radia.
Odbieram przesunięte nieco w czasie różne newsy.
Trudno się dystansować.
Trudno się z powodu odległości zaangażować.
Trudno pozostać obojętnym.

Przeglądam holenderską prasę, zaglądam do Internetu, wracam do pracy.
Czytam akurat coś o politykach holenderskich w XIX i XX wieku.
Na przykład o takim Alexandrze de Savornin Lohmanie (1837-1924) z ugrupowania antyrewolucyjnego - konserwatyście jak się patrzy. Ktoś o nim napisał, że "mógł się niekiedy bardzo ostro wypowiadać przeciw politycznym przeciwnikom, ale był zawsze otwarty na argumenty innych".
Można było dawniej, można pewnie i dziś.

- Ale można tak, można siak. Tymczasem polska polityka przypomina coraz bardziej polskie morderstwa.
- ?!
- Jest tak samo brutalna i bezsensowna, jak typowe polskie 'swojskie' zabójstwa.
- No to jak się "zabija po polsku"?
- O tak:
     - Gdzie? - W domu.
     - W jakim miejscu? - W kuchni.
     - Jak? - Siekierą.
     - Kogo? - Matkę, ojca, brata, chrzestnego...

(płaskorzeźba Pool - Polak, Amsterdam Kerkstraat 322, fot. J. Koch)

(płaskorzeźba Pool Polak, Amsterdam Kerkstraat 322, fot. J. Koch)

(płaskorzeźba Pool Polak, Amsterdam Kerkstraat 322, fot. J. Koch)

(obraz Petera Almy z 1929 roku - Stedelijk Musuem Amsterdam - fragment)

(obraz Petera Almy z 1929 roku - Stedelijk Musuem Amsterdam)


sobota, 15 lipca 2017

Julia Hartwig...

Umarła Julia Hartwig.
A ja kilka dni temu kupiłem najnowszy tom przekładów Karola Lesmana.
Jego wybór dwudziestowiecznej poezji polskiej.
Heb medelijden, tijd. Poolse poezie van de twintigeste eeuw (Plantage, Leiden 2017)
Lesman otrzymał w tym roku nagrodę im. M. Nijhoffa za swój dorobek przekładowy z literatury polskiej.











sobota, 8 lipca 2017

Wzmożenie patriotyczne

Odczułem wzmożenie patriotyczne, prawdziwą dumę i radość.
Oto polski artysta Edward Krasiński (1925-2004) doczekał ważnej, przeglądowej wystawy w Stedelijk Museum.
Fotografiami w lustrach wpisałem się w tę wystawę.