Młodzież na chodniku przed hotelem po drugiej stronie ulicy popala.
Idę przez park Vondla - znad trawników, od ławek zalatuje konopiami.
Hiszpanie i Anglicy idą, siedzą, leżą wyluzowani. Rozważają Brexit.
Jadę rowerem przez miasto - co rusz owiewa mnie obłok dymu.
Turyści kochają to miasto. Nie tylko za jego muzea.
A mnie ten zapach wrzuca z powrotem w dzieciństwo.
Wakacje u babci.
Pasanie krów.
Budowanie szałasów.
Zrywanie cierpkich wiśni.
Robienie długich korytarzy w wysokich konopiach...
P.S.
A kilka dni później, już w muzeum, odnajduję ślady innej dziewiętnastowiecznej polityki Holandii w sprawie używek, tym razem opium:
![]() |
(fot. J. Koch) |
![]() |
(fot. J. Koch) |
![]() |
(fot. J. Koch) |
P.T. Babcia Koch hodowała trawę, Bil Clinton palił trawę (ale się nie zaciągał), czego jeszcze dowiemy się o tym dziwnym świecie...
OdpowiedzUsuń