środa, 6 lipca 2016

I właśnie kiedy wracałem z miasta...

I właśnie kiedy wracałem z miasta, po wizycie w Allard Pierson Museum, gdzie zobaczyłem wielce interesującą wystawę i postanowiłem zebrać myśli i nadrabiając drogi przejechać przez Vondelpark, akurat wtedy, kiedy słońce jasno oświetlało asfaltową drogę, a w bocznych ocienionych alejkach przebijało się przez gałęzie drzew, które stały się amfiteatrem dla festiwalu muzycznego najprzeróżniejszych ptaków, i nie wcześniej, i nie później, lecz dokładnie wtedy, kiedy było mi tak lekko na duszy i ogarnęło mnie poczucie szczęścia z samego faktu jazdy na rowerze, pędu powietrza, uśmiechniętych ludzi, którzy tak jak ja jechali na rowerach, albo porozkładali się na trawnikach, urządzali pikniki, leżeli koło kwietnych gazonów, nad wodą, przy rzeźbach, właśnie wtedy usłyszałem świst, najpierw przywodzący na myśl piskliwy dźwięk suchego liścia trzepoczącego między oponą a błotnikiem, potem przypominający tarcie gałązki o szprychy... zatrzymałem się... guma! wracałem do domu pchając rower z najdalszego miejsca Vondelparku i rozmyślając nad tym, że miałem przecież zebrać myśli...

1 komentarz:

  1. Carry van Bruggen, Hugo Claus czy Virginia Woolf? Zastanawiam się, kogo najbardziej przypomina mi ten wpis, chyba stanie na Virginii. ☺

    OdpowiedzUsuń