Mój pokój.
Narożny.
Własny.
Piętro wyżej niż w ubiegłym roku.
Bliżej nieba.
I chmur bliżej.
Typowo holenderskich chmur jak u Jacoba van Ruisdaela.
Pokój z widnymi oknami.
Jedno okno w wykuszu, podobnym do tych, o których po serbsku mówi się, sięgając do ich istoty, kibic fenster. Będę więc kibicować temu miastu, akacjom pod oknami, cieniom rzucanym przez gałęzie, które przesiewają słońce i krople deszczu, rowerom uwiązanym do stojaków i dryndającym w tę i we w tę, a wieczorami oknom w domu po drugiej stronie niezbyt szerokiej ulicy.
I będę też sobie kibicować.
Tak, sobie przede wszystkim.
(przejrzałem mój wpis z 2 lipca ubiegłego roku i postanowiłem go z małymi zmianami dać na bis)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz